niedziela, 25 maja 2014

Noc.

leżę bezradnie patrząc w okno
za którym biała poświata
księżyca
oblewa smutną toń
Noc to tylko odkrycie kolorowej płachty
przykrywającej za dnia świat umarłych
Zaświaty objawiają się po zmroku
A dusze tańczą i śpiewają dla gwiazd
Leżę i męczą mnie myśli
Im bardziej je odpędzam
Tym zjadliwiej kąsają
Krzyk ciszy w ciemnościach
Słyszę własny puls
Moja dusza szarpie się jakby skrępowana
łańcuchami mojego rozsądku
Jak szaleniec w domu białych poduszek,
okien bez klamek, strasznych korytarzy
Leżę tak jak przedmiot, roślina
Nie jestem żywa ani martwa
Balansuję na krawędzi nocy - krawędzi świata umarłych

Gdy wreszcie nastaje świt
Cienie umierają
Moja dusza przestaje rwać się
by towarzyszyć umarłym
Płomień oblewa ściany
Znów na zaświaty narzucany jest
Obraz pozornego świata
Który tak na prawdę jest jedynie iluzją
Nie ma granicy, nie ma podziału
Innego poza tym narzucanym przez księżyc
Który jak cierpliwy opiekun starego zamczyska
Pilnuje czasu w zakurzonych zegarach
Leżę i wiem, że zaraz muszę wstać
Już za chwilę moje ciało ożyje
odzyskam nad nim należną władzę
dusza zdaje się zapomnieć o nocy, o swoim przeznaczeniu
o nieuniknionym zakończeniu ziemskiej walki
Jednak gdy tylko mrok zatopi złudną rzeczywistość
W czarnej toni jeziora zwanego śmiercią
Znów zacznę stąpać po ostrzu żyletki
Którą potocznie nazywamy życiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz